Petronas Towers
Półwysep Malajski jest znany ze swego strategicznego położenia - nad Cieśniną Malakka. Stanowi ona połączenie Oceanu Indyjskiego i Spokojnego, będąc jednym z najważniejszych międzynarodowych szlaków handlowych. Jest on istotny również dla transportu ropy naftowej, która dla głównego kraju Półwyspu Malajskiego - Malezji, mimo spadku cen wciąż stanowi znaczące źródło przychodów. Tamtejszy państwowy koncern naftowy Petronas znany jest na całym świecie. Większą rozpoznawalność zapewniły mu niewątpliwie niesamowity wieżowiec (a właściwie dwa połączone ze sobą) Petronas Towers w Kuala Lumpur, czy też sponsorowanie zespołów Formuły 1. Kiedyś był to zespół Sauber, obecnie - Mercedes AMG. Malezja w swoim czasie mocno postawiła na motoryzację i rozwój sieci transportowej. Kraj, z pewnością również dzięki zasobom ropy naftowej, jest zamożniejszy niż sąsiednia Tajlandia. Ale na szczęście równie tani :) Ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć dróg i niezłe autostrady. Sporo widać na drogach samochodów marki Proton - wcześniej była mi znana, ale nie wiedziałem, że wywodzi się z Malezji. I już niecałe 20 lat temu było stać to państwo na odrobinę ekstrawagancji w postaci budowy toru Formuły 1 :)
Tanjung Rhu Beach
Widok spod szczytu Gunung Raya (881 m n.p.m.)
Sky Bridge widziany z pośredniej stacji kolejki
Zwiedzanie Malezji rozpocząłem od wyspy Langkawi na Morzu Andamańskim, będącej częścią archipelagu ponad 100 wysp o tej samej nazwie, wysuniętego najmocniej na północ spośród malezyjskich wysp. Nie do końca prawdziwe są opinie mówiące o tym, że to wyspa "resortowa". Mimo, że listopad to już sezon na tej wyspie, poza piękną plażą Cenang i kolejką linową na jeden z wyższych szczytów na wyspie (Gunung Machinchang) praktycznie nie spotkałem tam turystów. A udało mi się zobaczyć wiele, ponieważ na przystani promowej w Kuah wypożyczyłem samochód. Cena była niska, choć oczywiście nie tak niska jak za skuter - jednak widząc liczbę wypadków w Tajlandii póki co unikałem podróżowania tym środkiem lokomocji. Depozyt wyniósł zaledwie 100 MYR (przelicznik jest łatwy - jeden malezyjski ringgit to niecały jeden złoty polski). Nie miałem problemu z przyzwyczajeniem się do ruchu lewostronnego, który pewnie jest tu pozostałością po okresie, gdy Malezja była brytyjską kolonią. Co warto zobaczyć na Langkawi? Poza plażą Cenang położoną w zachodniej części, na wyspie jest również druga niezła plaża - Tanjung Rhu, na północy. Jej największym plusem jest zupełny brak ludzi. Langkawi to jednak nie tylko piasek i morze. Archipelag jest górzysty, ale też i pogoda (mgła, zachmurzenie) kapryśna w wyższych partiach. Na szczyt Gunung Raya (881 m n.p m. - najwyższy na wyspie) wjechałem samochodem. Tuż przed szczytem udało mi się złapać dobre widoki (jadąc w dół już sobie odpuściłem podobne zdjęcia, jak tylko się zatrzymałem małpy obsiadły całe auto), na samym wierzchołku mgła ograniczała widoczność do kilku metrów. Po więcej pojechałem na zachód, po drodze zaliczając jeszcze piękny wodospad Temurun. Niesamowite widoki na cały archipelag Langkawi podziwiałem natomiast z jednego z wyższych szczytów na wyspie, dostępnego kolejką gondolową. Cena za wjazd wynosi 45 MYR, plus opcjonalnie 5 MYR za wstęp na podniebny most - Sky Bridge. Obie atrakcje warte są swojej ceny, wejście na Sky Bridge jest bardzo blisko szczytu. Można tam jednak nie iść piechotą po paru schodach, a podjechać wagonikiem krótkiej kolejki, co oczywiście jest droższe. Najbardziej rozbawiła mnie pani w kasie, która z pełną powagą tłumaczyła mi, że przejście tego odcinka pieszo to spory wysiłek. Zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek uprawiała jakiś sport :) Ostatnim miejscem, które moim zdaniem warto odwiedzić na Langkawi, jest Galeria Perdana. Wstęp kosztuje 10 MYR. W muzeum zostało zebranych bardzo dużo eksponatów będących prezentami, jakie otrzymał podczas oficjalnych wizyt jeden z malezyjskich premierów, który bardzo długo pełnił swoją funkcję. Chyba najbardziej zaskakującym eksponatem jest bolid Formuły 1 zespołu Sauber :D
Widok z górnej stacji kolejki na archipelag Langkawi
Cenang Beach
Bolid zespołu Sauber (kierowcy: Giancarlo Fisichella w 2004 r. i Felipe Massa w 2005 r.) w Galerii Perdana
Z Langkawi udałem się dalej na południe na wyspę Penang. Cena promu 70 MYR, dopiero w kasie się dowiedziałem, że gdybym kupił bilet przez internet byłoby 10 MYR taniej. Dobrze, że Penang był nam po drodze i spędziliśmy tam tylko jedną noc, ponieważ wpisane na listę UNESCO George Town - główne miasto i port na wyspie, jest mocno przereklamowane. Niewiele się tu dzieje, architektura kolonialna niespecjalnie robi wrażenie, a słynnych murali jest niewiele i są trochę zaniedbane. Z Penangu zapamiętam chyba tylko nasz hostel i spędzony tam wieczór. Na wstępie muszę napisać, że Malezja to kraj muzułmański. Dostęp do alkoholu jest tutaj powszechny, jednak jest on drogi (nawet w sklepie małe piwo to ok. 6-8 MYR, a duże ponad 10 MYR; w barach jeszcze drożej). Z kolei za posiadanie narkotyków grozi kara śmierci. I w takim oto kraju właściciel hostelu, siedząc z kolegami, zaprosił nas (jak i innych gości, którzy się pojawiali) na wódkę :D Nie lokalną, a japońską. Szok przeżyłem jednak dopiero, gdy jego kolega, który jest przewodnikiem po meczecie, zaczął palić zioło. Śmiał się, że jest "model muslim". A właściciel hostelu opowiadając swoje historie jak to policja go łapała pijanego za kierownicą i zawsze się wywinął, tłumaczył że w tym kraju władza ma jedno oko otwarte, a drugie przymknięte :D
Jeden z murali w George Town na wyspie Penang
Cameron Highlands w pełnej krasie
Na plantacji truskawek :)
Z Penangu udaliśmy się w herbaciane wzgórza - Cameron Highlands. Zdecydowaliśmy się na kupno biletów w agencji turystycznej, za 45 MYR od osoby, z odbiorem spod hostelu. To nieco drożej niż autobusy odjeżdżające z dworca. Generalnie Malezja ma dobrze rozwinięty transport autobusowy, działają tu liczni przewoźnicy i najwygodniej sprawdzać (można też kupić bilety online) ceny i godziny odjazdów na stronach busonlineticket.com lub easybook.com. Obejmują one również połączenia do Singapuru. Pomiędzy najważniejszymi miejscami w kraju można też dość tanio się przemieszczać wywodzącymi się właśnie z Malezji liniami Air Asia. Co do Cameron Highlands - zdecydowanie warto zobaczyć, a i w końcu było trochę aktywności fizycznej, o co w tej części świata niełatwo. Trzeba jedynie mieć na uwadze, że przynajmniej w listopadzie pogoda jest tu kapryśna. Rano niebo jest przejrzyste, koło południa już zachmurzone, a po 14 przychodzi ulewa. Z tego względu w pierwszy dzień zdecydowałem się na wycieczkę zorganizowaną (cena 53 MYR), tak aby rano przy dobrej pogodzie jak najwięcej zobaczyć. Program obejmował wjazd na szczyt Gunung Brinchang (2000 m n.p.m., gdzie najważniejsza miejscowość Cameron Highlands - Tanah Rata, jak i pozostałe leżą na wysokości ok. 1500 m n.p.m.) i krótki trekking w okolicach szczytu, po porośniętym mchem lesie deszczowym (podobno na tej wysokości tak to się nazywa, na nizinach to po prostu dżungla). Poza tym odwiedziliśmy plantację i fabrykę herbaty, z której produkcji słynie ten region. A także plantację truskawek oraz Butterfly&Insect Farm (wstęp dodatkowo płatny 7 MYR). W kolejny dzień wyruszyłem o 8 rano szlakiem nr 10 z Tanah Rata na szczyt Gunung Jasar (1670 m n.p.m.). Cel osiągnąłem w 45 minut i przy pięknej pogodzie przez godzinę byłem na szczycie zupełnie sam :)
Na szczycie Gunung Jasar (1670 m n.p.m.)
Była próbka tajskiego tuningu, jest i wersja malezyjska :)
Melaka - widok ze wzgórza św. Pawła
Po odwiedzeniu Cameron Highlands przyszedł czas na stolicę Malezji - Kuala Lumpur. Autobus kosztował 35 MYR, w cenie zapewnione nie tylko piękne widoki, ale i wrażenia z wyprzedzania przez długi autobus samochodów osobowych na krętej górskiej drodze :) Jeśli chodzi o Kuala Lumpur - jest to oczywiście duża metropolia ze wszystkimi jej wadami, jak korki czy tłumy ludzi w komunikacji miejskiej. Robi jednak już od samego początku dużo lepsze wrażenie niż Dubaj czy slumsowaty Bangkok. Dużo tutaj zieleni i nie jest to jedynie zasługa klimatu tropikalnego, ale przemyślanej polityki władz miasta. Mieszkałem w Chinatown, koło stacji kolejki LRT (rodzaj tutejszego metra) Pasar Seni, oddalona o jedną stację od dużego węzła przesiadkowego KL Sentral. Miałem dość blisko (dojście pieszo) do takich miejsc jak Muzeum Narodowe, ładnie prezentujące się z zewnątrz Meczet Narodowy (Masjid Negara) czy Muzeum Sztuk Islamskich. Wszystkie leżą na skraju bardzo dużego jak na centrum miasta parku. Skierowałem jednak swoje kroki dalej, do Parku Ornitologicznego. Miejsce zdecydowanie godne polecenia i warto zapłacić 50 MYR za wstęp. Wiele ptaków nie żyje tu w klatkach, ponieważ u góry, nad drzewami zamontowano siatkę. Można podziwiać tu liczne ptaki tropikalne tj. tukany, papugi, flamingi czy strusie. Popołudnie i wieczór z kolei trzeba spędzić w nowoczesnej części Kuala Lumpur, z najwyższymi budynkami miasta. Moim pierwszym celem była wieża telewizyjna Menara, na którą wjechałem przed zachodem słońca. Zapłaciłem 102 MYR, więcej niż najtańsza opcja, chcąc mieć widok nie przez szybę, a otwartą przestrzeń. Z wieży Menara widać m.in. pobliskie Petronas Towers, ale niestety nieco z boku. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. Krótki spacer i jest się pod niesamowitymi zwłaszcza po zachodzie słońca bliźniaczymi wieżami. Petronas Towers, choć ok. 2 razy niższe od Burj Khalifa, robią mega wrażenie. Leżą tuż przy stacji kolejki LRT o nazwie KLCC, więc byłem podziwiać je wieczorem więcej niż jeden raz :)
W Parku Ornitologicznym w Kuala Lumpur
Widok z wieży Menara na Kuala Lumpur podczas zachodu słońca
Tutaj też czekają na święta i prezenty :)
Z Kuala Lumpur Klaudia wróciła spędzić ostatnie dni w Malezji na Langkawi, ja natomiast pojechałem do Melaki. Za bilet zapłaciłem zaledwie 10 MYR. Główny dworzec autobusowy w Kuala Lumpur to TBS (Terminal Bersepadu Selatan). Dojechać do niego można albo drogą koleją lotniskową, albo tanią jak tutejsze metro koleją podmiejską KTM (kursuje co 45 minut). Trzeba wysiąść na stacji Bandar Tasik Selatan, jest to czwarta stacja jadąc od KL Sentral. Sama Melaka, jak już wcześniej pisałem, zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie niż George Town na wyspie Penang. Ładnie zachowane budynki kolonialne w mieście, gdzie spotykają się ze sobą wpływy holenderskie, portugalskie, brytyjskie i chińskie, oraz żyjący po zachodzie słońca deptak Jonker, na którym ilość streetfoodu można porównać z Tajlandią. Generalnie w Malezji wiele potraw opiera się o ryż i jakieś mięso (zwykle kurczak), np. nasi goreng czy nasi lemak (nasi oznacza ryż). Jest tu jednak też wiele miejsc z kuchnią tajską, chińską, hinduską czy arabską. Wracając do Melaki - bardzo fajne miasteczko, nie widziałem jedynie (nie były zapalone w większości) słynnych chińskich, czerwonych lampionów ozdabiających ulice nocą. Z Melaki miałem zamiar udać się na parę godzin do Singapuru (nawet juz kupiłem bilet na autobus za 27 MYR). Trochę jednak czułem się nie za bardzo po podróży do Melaki, ponieważ jak to w Azji kierowca autobusu mocno nadużywał klimatyzacji (na maxa, temperatura 16 stopni). Wróciłem więc do stolicy już koło południa, a nie późnym wieczorem. Może to i lepiej, w Singapurze pewnie lepiej byłoby spędzić też jedną noc. A i nie wiadomo, ile czasu straciłbym na granicy - to chyba jedno z, o ile nie najbardziej restrykcyjne państwo na świecie. Jeśli chodzi o Malezję - 10 dni to zdecydowanie za mało na ten kraj. Może niekoniecznie jest czego żałować jeśli chodzi o samo Kuala Lumpur (np. nie byłem w jaskiniach Batu), ale wypadu do dżungli do jednego z parków narodowych (np. Taman Negara Kuala Tahan - w końcu to nie to samo co las deszczowy :D) czy takich wysp jak Perhentiany lub Borneo - w Cameron Highlands spotkałem Czechów (ojca z synem), którzy wspinali się zarówno tam, jak i na Railay w Tajlandii. Dla trekkerów też są na Borneo ciekawe miejsca - zostanie na inny raz :)