Antypody vol.1

Zostaw komentarz
Whitsunday Island

Moją australijską przygodę rozpocząłem na północy kraju, w Cairns. Plan był prosty - w ciągu około miesiąca przemierzyć wschodnie wybrzeże Australii i dotrzeć na południe do Melbourne. Z indonezyjskiej wyspy Bali dotarłem do Cairns australijskimi tanimi liniami Jetstar. To w pewnym sensie tutejszy odpowiednik malezyjskich linii Air Asia, bezkonkurencyjnych w Azji Południowo-Wschodniej. Ma bardzo szeroką siatkę połączeń i zwykle najniższe ceny - choć nie jest to już tak tanio jak w Azji. Szok cenowy można przeżyć dopiero na miejscu. Oczy wyszły mi na wierzch, gdy pierwszego dnia w Cairns wszedłem do minimarketu i zobaczyłem ceny - śmiało można porównywać do Szwajcarii. Największym zaskoczeniem była woda mineralna - 1,5-litrowa butelka kosztowała 4-5 AUD, kupując dwie można było obniżyć cenę jednej butelki do ok. 3 AUD. Przelicznik jest prosty - 1 AUD (dolar australijski) to około 3 złote. Na szczęście woda z kranu jak najbardziej nadaje się tutaj do picia :) Jak zatem zwiedzić Australię i nie zbankrutować? Jeśli chodzi o żywność, to trzeba liczyć minimum 10 AUD za jedzenie na mieście - opcje do wyboru to słynna sieć Domino's Pizza (pizzę można kupić już za 5,95 AUD, ale do tego dochodzi ponad 2 AUD za np. puszkę coli; swoją drogą bardzo dobra pizza, w Polsce jeszcze w tej sieci nie próbowałem), oczywiście McDonald's, czasami można natknąć się na jakiś kebab, czy też promocje w lokalach zwane MealDeal (zdarza się, że info jest w hostelach, np. w Cairns można było dostać kupony do jednego z barów - 9 AUD za jedno z wybranych dań plus małe piwo). Piwo jest tu bardzo drogie - w barach pod 10 AUD za duże piwo, w sklepie przykładowo blisko 15 AUD za sześciopak małych piwek. Jeśli jest kuchnia w hostelu, można czasami coś samemu przygotować - chyba jedyne produkty w "polskich" cenach, jakie kupowałem w sklepach, to spaghetti i sosy. Z innych ciekawostek Australijczycy kochają barbecue, w wielu miejscach jak parki czy promenady jest niezbędna do tego infrastruktura. Co do transportu na dłuższych dystansach - Jetstar ma bardzo gęsta siatkę połączeń i znośne ceny. Ale to chyba mało istotne, bo według mnie Australię najlepiej przemierzać samochodem lub autobusem. Bardziej znanym przewoźnikiem jest Greyhound, ale np. na Wschodnim Wybrzeżu ma konkurenta w postaci firmy Premier. Ja zdecydowałem się na zakup biletu typu Hop-On / Hop-Off przewoźnika Premier. Pozwala mi przebyć trasę z Cairns do Sydney wzdłuż Wschodniego Wybrzeża w ciągu 90 dni, wysiadając po drodze gdzie i na jak długo mam ochotę. Kosztował 309 AUD (standardowo 320 AUD, ale dostałem zniżkę w agencji turystycznej, w której rezerwowalem również 2-3 wycieczki). Cena jest o ile pamiętam ok. 100 AUD niższa niż identyczny bilet Greyhounda. Jedynym powodem jest chyba to, że Greyhound jeździ częściej, Premier - tylko raz dziennie. Można więc zostać w dupie, warto wcześniej rezerwować miejsce na konkretny przejazd. Zabawne jest w Australii to, że zarówno zarezerwowany wcześniej przejazd na danym odcinku, jak i wykupione wycieczki, trzeba ponownie potwierdzać (mimo wcześniejszego dokonania płatności). W zależności od firmy 1-5 dni przed, czasami jest możliwość wysłania maila, czasami trzeba dzwonić. Wracając do kosztów, wszystko jest jakby się nie starać zaoszczędzić droższe niż w większości krajów. Hostele również, rekordzista to hostel w Byron Bay, gdzie dopiero zmierzam, ale mam już rezerwację - 59 AUD za jedną noc (na szczęście będzie to tylko jedna noc). Słyszałem, że w Nowej Zelandii są podobne kwiatki, co nie napawa mnie optymizmem.

Sztuczna laguna w Cairns

Chillout w okolicach laguny w Cairns

Misie koala to dość leniwe stworzenia :)

Koala and me :)

Do Cairns przyleciałem 3 dni przed Wigilią, więc zabawiłem tam chwilę dłużej, tak aby ruszyć dalej po Świętach. 25 grudnia Australijczycy mają wolne, choć kilka sklepów czy McDonald's były otwarte. Są jakieś dekoracje świąteczne na głównej ulicy czy deptaku, ale generalnie zbytnio chyba tu się nie obchodzi Świąt. A 26 grudnia wyglądał jak dzień zakupowego szału w galerii handlowej. Trochę mi brakowało polskiej atmosfery Świąt, potraw itd. :) W Cairns natomiast nie ma co robić aż tyle dni. Jest to niezbyt duże, spokojne i sympatyczne miasto - jak większość w Australii :) Ma piękną, długa promenadę oraz sztuczną mini lagunę, a także marinę. Warto wybrać się również do Ogrodów Botanicznych, najlepiej z centrum ruszając na północ promenadą. Dobre miejsce na dłuższą przechadzkę wśród bujnej, tropikalnej roślinności. Cairns, co może dziwić, właściwie nie ma plaży. Co najwyżej kawałek błotnistego wybrzeża, na które praktycznie nikt nawet nie schodzi z promenady. W okolicy Cairns zrobiłem sobie dwie jednodniowe wycieczki. Pierwsza z nich to przejazd koleją linową Skyrail (cena 50 AUD w jedną stronę) ze Smithfield do Kurandy - miasta znanego z podtrzymywania aborygeńskich tradycji (to teraźniejszość, daleka przeszłość jeśli chodzi o podejście do Aborygenów raczej nie jest powodem do dumy Australijczyków). Z Cairns do Smithfield można dotrzeć za 3,70 AUD jednym z kilku autobusów miejskich mających przystanek przed galerią handlową sąsiadującą z dworcem kolejowym. Z kolei połączenie z Kurandą zapewnia firma Trans North - cena 6,70 AUD. W Kurandzie można odwiedzić za 20 AUD mini zoo, na wypadek gdy niektórych tutejszych oryginalnych "mieszkańców" nie uda nam się zobaczyć na wolności. No i jest to niepowtarzalna okazja, aby za dodatkową opłatą zrobić sobie zdjęcie trzymając na rękach i przytulając misia koalę. Te sympatyczne stworzenia są strasznie leniwe, śpią nawet 20 godzin na dobę :) Drugi wypad, na jaki się zdecydowałem, to położone dalej na północy atrakcyjne miejsca. Bez własnego samochodu jedyną opcją jest wycieczka zorganizowana. Cena australijska - 139 AUD. Program obejmował parę punktów widokowych i urokliwych plaż w drodze do Cape Tribulation - przylądka znanego z tego, że leży w sąsiedztwie dwóch cudów natury wpisanych na listę UNESCO - Wielkiej Rafy Koralowej oraz lasów deszczowych Daintree. W Parku Narodowym Daintree zaliczyliśmy przechadzkę przygotowaną ścieżką edukacyjną oraz rejs po rzece, gdzie widzieliśmy z dość bliska kilka krokodyli. W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze wąwóz - Mossman Gorge, oraz przejazdem miasteczko Port Douglas. Generalnie są to wszystko miejsca warte odwiedzenia, a ceny - cóż, skoro tu się przyjechało, nie pozostaje nic innego jak zaakceptować.

Pająk w Parku Narodowym Daintree

Cardwell - w drodze z Cairns do Airlie Beach

Airlie Beach (1)

Airlie Beach (2)

Australia to, tak jak się spodziewałem, nie tylko piękny i olbrzymi kraj, ale również wygląda na świetne miejsce do życia (w przeciwieństwie do Azji). Trzeba tylko odpowiednio zarabiać w miejscowej walucie ;) Cisza, spokój, olbrzymie przestrzenie, piękna natura i niejeden gatunek zwierząt niespotykany nigdzie indziej na świecie. Przemierzając kraj i pokonując tysiące kilometrów można poczuć wolność na całego :) Gęstość zaludnienia jest niewielka, Australia wydaje się również mieć bardzo rozsądna politykę imigracyjną (czego nie można powiedzieć o działaniach Złotej Pani za naszą zachodnią granicą). Ilość ciapatego koleżeństwa jest bardzo ograniczona i pod kontrolą. Natomiast jeśli chodzi o wizy turystyczne, jest to kraj bardzo przyjazny dla Polaków. W przeciwieństwie do USA, które wciąż jako jedyny kraj rozwinięty traktują nasz naród jak gorszy gatunek człowieka, często bezpodstawnie odmawiając przyznania wizy turystycznej i utrzymując wskaźnik odrzuceń na takim poziomie, aby nie musieć znosić wiz. Jeśli chodzi o wizę australijską - aplikuje się online, podając kilka podstawowych danych i po chwili (w moim przypadku 10-15 minut) otrzymuje się roczną wizę turystyczną. Również przy wjeździe do Australii pogranicznicy są bardzo sympatyczni, co najwyżej mogą rozbawić pytania związane z butami czy sprzętem do sportów wodnych - chodzi o to, że miały kontakt z glebą czy wodą w innym kraju. Ja pokazałem swoje buty trekkingowe, ale że były w miarę czyste, miła pani tylko podziękowała i dodatkowe czyszczenie nie było konieczne :) Z mniej sympatycznych przygód dostałem pod choinkę "prezent" w postaci nieautoryzowanego użycia danych mojej debetowej karty walutowej. Ktoś wypłacił z mojego konta 10.200 peso filipińskich. Przy drugiej próbie wypłaty mój bank zablokował kartę. Na szczęście nie jest zastrzeżona, bo to by oznaczało konieczność produkcji duplikatu karty. W obecnej sytuacji mogę odblokować kartę wyłącznie na moment wypłaty pieniędzy, dzwoniąc do banku. Dobrze, że istnieją takie aplikacje jak Viber :) Inaczej wydałbym fortunę na połączenia z numerami stacjonarnymi w Polsce. Co do utraconej kwoty, staram się ją odzyskać od banku na drodze reklamacji. Szkoda jednak całej sytuacji, bo próbując minimalizować ryzyko korzystałem z karty głównie wypłacając (rzadko) gotówkę z bankomatów. Poza tym płaciłem nią tylko 3 razy w punktach usługowych na lotniskach, gdy już nie miałem lokalnej waluty, oraz w agencji turystycznej w Cairns, gdy nie miałem wystarczająco dużo gotówki. Podejrzewam więc, biorąc pod uwagę jakim krajem jest Indonezja, że to właśnie podczas jednej z wypłat w bankomacie w tym kraju przechwycono dane mojej karty.

Whitehaven Beach

Plaża w okolicach miejscowości Rainbow Beach

Gnając przed siebie przez dziesiątki kilometrów plaży - Fraser Island :)

Lake Mackenzie na Fraser Island

Z Cairns ruszyłem na południe do Airlie Beach. Jest to spokojne i piękne miejsce, będące punktem wypadowym na Whitsunday Island - wyspę słynąca m.in. z Whitehaven Beach. To zdecydowanie jedno z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejsze) niegórskie miejsce jakie widziałem. Biały, drobny piasek, turkusowa woda i generalnie rajska sceneria :) Na jednodniową wycieczkę polecam firmę Ocean Rafting - nie będzie to nudny rejs łodzią, odrobina adrenaliny zapewniona. Koszt to 164 AUD z lunchem, w cenie zawarta jest opłata 65 AUD za wstęp do parku narodowego. Sylwestra z kolei spędziłem nieco bardziej na południu - na Fraser Island. To również piękna i zdecydowanie warta odwiedzenia wyspa, będąca największą wyspą piaszczystą na świecie. Punktem wypadowym było spokojne nadmorskie miasteczko Rainbow Beach. Na Fraser Island spędziłem 3 dni. Polecam jako organizatora firmę Pippies. Nie będzie to nudny, wyłącznie imprezowy wypad. Noclegi są w namiotach na campingu przy plaży, w dzień natomiast robi się objazd po wyspie jeepami, wspinając się na punkty widokowe i odwiedzając takie miejsca jak Lake Mackenzie (bardzo czyste jezioro, a piasek na plaży tak biały jak na plażach Whitsunday Island), Champagne Pools czy Lake Wabby. Już samo pokonywanie dziesiątek kilometrów pięknymi plażami to fajna sprawa, dodatkowo to niepowtarzalna okazja, aby prowadzić samochód 4WD na piasku, wydmach i leśnych nieutwardzonych drogach. Dla większości chętnych była to nowość, ja akurat już miałem swój pierwszy raz w Omanie :) Krótko mówiąc - Fraser Island w takiej formule to super sprawa. Koszt - udało mi się we wspomnianej agencji w Cairns uzyskać cenę 449 AUD za 3-dniową wycieczkę (2 noce) wraz z wyżywieniem, plus zawarto w niej jeszcze dwa noclegi w hostelu Pippies w Rainbow Beach - jeden przed wycieczką, drugi po powrocie.

Wydmy prowadzące do Lake Wabby na Fraser Island

Na jednym z punktów widokowych na Fraser Island

Coolum Beach

Widok z podejścia na Mount Coolum (208 m n.p.m.) na północ - w dali widać Sunshine Beach, gdzie mieszkałem

W Australii bardzo mnie zaskoczyło, że wśród turystów czy to w hostelach, czy na wycieczkach zorganizowanych jest mnóstwo Niemców. Zdecydowanie stanowią większość. Często nie są to nawet studenci, a 19-latkowie po maturze. Podobno bardzo popularne jest w Niemczech zrobienie sobie roku przerwy po maturze i przyjazd do Australii w ramach programu Work and Travel. Jeśli ktoś na studiach w Polsce się na to decydował, wybierał raczej USA. Dla Niemców jednak Australia jest chyba ziemia obiecaną i wcale im się nie dziwię :) Wracając jednak do mojej podróży wzdłuż Wschodniego Wybrzeża - kolejnym przystankiem była Noosa. Spędziłem tam 3 dni i początkowo miałem plan wykorzystać je na przeprawę kajakiem przez Noosa Everglades - tutejsze bagna i lasy namorzynowe. Zarezerwowałem to jeszcze w agencji turystycznej w Cairns, ponieważ dali mi to za darmo (na miejscu w Noosa trzeba jedynie uiścić 50 AUD opłaty za wstęp). Jest to wycieczka z rodzaju self-guided - dostaje się mapy, praktyczne informacje, robi wspólne zakupy jedzenia i rusza kilkuosobową grupą w dzicz. Doświadczyłem już jednak czegoś podobnego w Tajlandii w ramach kilkugodzinnej wycieczki, więc ostatecznie uznałem że szkoda mi poświęcać na to aż 3 dni i odwołałem rezerwację. Była to bardzo dobra decyzja. Noosa i okolice to piękne miejsce. Mieszkałem w Sunshine Beach, położonym nad piękną, długą plażą. Polecam wynająć rower (w moim hostelu dostałem bardzo fajnego Treka za 25 AUD za cały dzień) i pojechać na południe wzdłuż wybrzeża pod górę Mount Coolum (208 m n.p.m.). Wejście zajmuje może 20 minut. Z powrotem warto się zatrzymać w Coolum Beach, z kolejną piękną plażą w okolicy. Ja na koniec dnia wybrałem się jeszcze nad rzekę Noosa - dobre miejsce na relaks. W sumie ok. 60-70 km na rowerze, ale teren jest bardzo atrakcyjny krajobrazowo, bo pagórkowaty. Czułem się więc jakbym przejechał ze 100 km. Z kolei na północ od miasteczka warto wybrać się szlakiem prowadzącym wzdłuż wybrzeża, dookoła Parku Narodowego Noosa, do Noosa Heads i przy okazji na tamtejszy punkt widokowy. Niesamowite widoki z licznych klifów, również na surferów w miejscach, gdzie trzeba sporych umiejętności. Podobno również szansa na zobaczenie żółwi, delfinów czy koala. Ja nie miałem okazji, i generalnie tak to wyglądało przez ostatnie 2 tygodnie. Dużo się mówi o kangurach czy dingo, ale wbrew pozorom trudno je spotkać na wolności. Widziałem je tylko z dala, po jednym razie. Poza tym parę pająków czy jaszczurek. I jest to naturalne, jeśli przestrzega się podstawowych zasad, jak przechowywanie jedzenia w zamkniętych pojemnikach (a nie w namiotach) na campingu czy chodzenie w grupie, a nie samemu na wypadek bliskiego spotkania z dingo na Fraser Island. Mam jedynie odrobinę nadziei, że na południu Australii będę miał więcej szczęścia, jeśli chodzi o spotkanie na wolności kangurów czy koala :)
Next PostNowszy post Previous PostStarszy post Strona główna

0 komentarze:

Prześlij komentarz